.

   Polski motorower Żak MR-2

 

Jak odbudowuję zabytkowy polski motorower
"ŻAK MR-2"
felieton Łukasza Jeziorskiego

Z decyzją o kupnie jakiegoś zabytkowego pojazdu, niekoniecznie polskiego chociaż te mnie najbardziej interesują nosiłem się od dawna. Jednak moja sytuacja materialna nie wyglądała najlepiej więc zawsze tę myśl odkładałem na później. Troszkę inaczej było już na początku roku szkolnego 2003/2004. Z zarobionych przeze mnie marnych pieniędzy w okresie wakacji 2003r. kupiłem... stary polski motorower z 1961 roku wymagający kapitalnego remontu, w dodatku nie na chodzie, ale za to kompletny i jak na swoje lata nieźle zachowany. Innym wydawać by się mogło, że przedmiot taki nie jest w ogóle wart zainteresowania. Bo przecież na co komu stary, wymagający remontu moped? Ja jednak podszedłem do tej sprawy zupełnie inaczej. Zawsze pasjonowały mnie stare pojazdy, a co za tym idzie przywracanie im dawnej świetności - czyli krótko mówiąc renowacja zabytków. Stąd właśnie moja decyzja o kupnie staruszka.

     

W sumie oferta kupna zabytkowego "Żaka" r.prod.1961 za 100 zł. spadła mi jak grom z jasnego nieba. W połowie września podczas jednej z przerw w szkole podczas rozmowy z kolegą, a rozmawialiśmy o tym co zawsze czyli o Warszawach, Trabantach i Junakach, Paweł przypomniał sobie, że ktoś w jego klasie kiedyś wspominał, że ma w szopie jakiegoś starego "bzyczka" i chętnie by się go pozbył. Wtem nagle spostrzegłem, jak Paweł wyciąga do obcej mi osoby rękę i mi ją przedstawia. To był właśnie chłopak który był w posiadaniu "Żaka". Paweł, bo jest imiennikiem mojego kolegi Pawła od razu wyraził chęć jego sprzedaży. Dalej już się wszystko jakoś samo potoczyło. Nazajutrz po lekcjach umówiłem się z dwoma Pawłami i wspólnie pojechaliśmy oglądać pojazd. Po dotarciu na miejsce i dokładnym zapoznaniu się z materiałem stwierdziłem, że to jest to! Zużyty a nie zniszczony, w miarę kompletny, no i przede wszystkim oryginalny z wyjątkiem kilku drobnych szczegółów polski moped od razu wpadł mi w oko. Jeszcze na miejscu ustaliliśmy warunki sprzedaży, Paweł powiedział, że da mi jeszcze do niego drugi silniczek S38 gratis po czym oznajmiłem Pawłowi, że jutro po niego przyjadę. Nazajutrz, po dokonaniu mojej pierwszej takiej transakcji i załadowaniu "bzyka" do Forda Transita wywiozłem go do garażu, gdzie rozebrałem w błyskawicznym tempie, aby mieć gdzie go upchnąć. Po upływie kilku dni i zebraniu podstawowych informacji o moim nowym nabytku przystąpiłem do prac renowacyjnych. Na początek oczywiście skrupulatne czyszczenie wszystkich części i sporządzenie precyzyjnej listy, gdzie zapisywałem wszystkie części, które nie nadawały się do dalszej eksploatacji i należało je wymienić na dobre. W dalszych dniach przeniosłem wszystkie podzespoły do piwnicy w bloku, gdzie mam swój niewielki warsztat. Tam już przystąpiłem do regenerowania poszczególnych części. Udało mi się uratować przedni chromowany błotnik, bębny hamulcowe obu kół oraz pomimo licznych rys i wgnieceń oryginalny, chromowany układ wydechowy.
Stan blacharki przedstawiał się następująco: wgnieciony z prawej strony zbiornik paliwa, stary, wypłowiały, porysowany lakier z licznymi zaciekami, popękana z paroma ubytkami plastykowa osłonka tylnego amortyzatora czy miejscami dająca się wyraźnie zauważyć rdza. O pomoc przy wyszpachlowaniu zbiornika, przygotowaniu blach pod lakier i polakierowaniu całego pojazdu (oprócz błotników) poprosiłem kolegę z klasy Michała Kowalskiego, specjalistę z doświadczeniem w tych sprawach, a sam przy tym dużo się nauczyłem. Ja sam nie chciałem się za to zabierać, ponieważ jeszcze nigdy tego nie robiłem a zależało mi na bardzo dobrym efekcie końcowym. Michał spisał się doskonale!!!
Całe szpachlowanie, przygotowywanie w podkład i lakierowanie zmieściło się w kwocie ok.150zł. (!), czyli więcej niż kosztował mnie cały motorower.
W chwili obecnej został mi jeszcze do zrobienia silnik S38. I tutaj niespodzianka! Przy jego oględzinach i rozkręcaniu wyszło na jaw dlaczego nie chciał pracować. Jak udało mi się ustalić, Paweł mając kiedyś z nim problemy oddał go w ręce jakiegoś mechanika, który okazał się być zwykłym oszustem. Głowica była skręcona tylko na dwie nakrętki, brakowało przy niej uszczelki, jedna ze szpilek przelotowych cylindra była pęknięta, na denku tłoka znajdował się przeszło 2 milimetrowy nagar, a sam iskrownik był przykręcony tylko jedną śrubą. Przy jego wstępnym rozbieraniu chcąc spuścić z niego olej okazało się, że tam nic nie ma (!). W kiepskim stanie okazało się być również sprzęgło z pękniętą sprężyną dociskową i kompletnie zdartymi tarczami korkowymi. No ale przecież mam do niego drugi oryginalny silniczek S38 (oczywiście z rozrusznikiem na pedały) więc nie będzie kłopotów z brakiem części zamiennych.
Na dzień dzisiejszy "Żak" jest już w pewnym stopniu złożony (pozostała mi do założenia instalacja elektryczna, linki sterujące itp. detale). Muszę jeszcze skończyć remont silnika, co nie jest wbrew pozorom takie łatwe i wypadało by się pokazać nim w szkole.
 

 

Opracowanie
Łukasz Jeziorski (2at) 22.10.2003r.

początek strony