W dniach 17 -24 września
2011 roku odbyła się szkolna wycieczka do Danii, Szwecji i Norwegii. Naszą wyprawę
zaczęliśmy od wnikliwej kontroli stanu technicznego autokaru
przeprowadzoną przez policję drogową. Panowie policjanci sprawdzili
wszystko, co się dało w autokarze i „prześwietlili” naszych kierowców.
Kiedy okazało się, że wszystko jest w porządku, ruszyliśmy w drogę.
Byłem pełny obaw co do komfortu podróży, bo jak to zwykle bywa – miejsca
na nogi dla wysokich pasażerów brakuje. A tu miłe zaskoczenie, ponieważ
autokar Scania podstawiony przez biuro podróży KORSARZ był o metr z
kawałkiem dłuższy od standardowego, przy tej samej ilości siedzeń. Nikt
nie narzekał, że jest ciasno!
Zaczęliśmy od promu do
Danii. Prom wypłynął z Rostocku, a rejs trwał 40 minut i znaleźliśmy się
w Skandynawii. Na
początek
zwiedzanie Kopenhagi z jej Syreną nad brzegiem morza.
Potem przejazd
najdłuższym mostem w Europie do Szwecji. Trasa liczy 17 kilometrów, a na
jej końcu mała niespodzianka. Bramka opłatowa. Za przejazd samochodem
osobowym trzeba zapłacić 40 Euro, za przejazd autokaru opłata wynosi 199
Euro!!!
Szwecja przywitała nas
deszczem. Po noclegu w Malmo ruszyliśmy w kierunku Goteborga, gdzie
mieliśmy zwiedzić miasto i fabrykę VOLVO. Zakłady są potężne. Wiele hal
produkcyjnych i centrum informacyjne. Od niego zaczęliśmy. Pracownicy
centrum przedstawili nam filozofię działalności firmy VOLVO skupioną
wokół bezpieczeństwa ruchu drogowego. Zapoznali
nas z zasadami współpracy Państwa z koncernem, z programem 2020, którego
założeniem jest doprowadzenie w 2020 roku do stanu techniki, który
zapewni, że w potencjalnym wypadku samochodu Volvo przy prędkości do 80
km/h kierowca i pasażerowie pojazdu przeżyją katastrofę.
Kolejnym etapem
zwiedzania fabryki było wejście na linie produkcyjne. Służył do tego
specjalny pociąg nazwany „Blue train”, którym cała nasza wycieczka
została przewieziona przez fabrykę. Komentował pracownik fabryki –
Chińczyk, bowiem fabryka jest w rękach Chińczyków. Zobaczyliśmy
tłocznię, zgrzewalnię i montaż gotowych wyrobów.
Z
Goteborga udaliśmy się do miejscowości Vara, gdzie znajdują się zakłady
SAAB. Niestety firma w dniu 12 września 2011 ogłosiła upadłość, co
spowodowało niemożliwość wejścia do zakładu. Osłodą zostało muzeum
motoryzacyjne firmy, które oczywiście zwiedziliśmy.
Na naszej drodze pojawił
się kolejny zakład do zwiedzenia. Tym razem to VOLVO PENTA w
miejscowości Trolihattan produkujący silniki okrętowe. Zakład jest
całkowicie w rękach szwedzkich, co bardzo podkreślali jego pracownicy.
Zakład produkuje silniki okrętowe do około 700 KM. Przeszliśmy linię
produkcyjną obróbki mechanicznej poszczególnych części silnika oraz
linię montażu. Była to bardzo pouczająca lekcja budowy silników
spalinowych.
Przed nami długa droga do Oslo. Dojechaliśmy tam wieczorem, pozostało
zakwaterowanie, kolacja i wypoczynek. Następnego dnia ruszyliśmy na
fiordy Norwegii. Koło Lillehammer tylko przemknęliśmy. Olimpijska
skocznia narciarska była owiana mgłą, więc wrażenie było przeciętne.
Jeszcze nie wiedzieliśmy, co nas w tym temacie czeka w drodze powrotnej…
Jechaliśmy drogą E6 na
północny zachód w kierunku wybrzeża Morza Północnego. Krajobraz z
pofałdowanego stał się zupełnie górski. Najpierw droga E136, a potem
zapowiedziana Trollstigen – Droga Troli z tzw. Drabiną Troli.
Przejezdna
w części roku, na nasze szczęście była udostępniona zmotoryzowanym.
Kręta, wąska szosa, miejscami z jednym pasem ruchu, zakrętami pod kątem
180 stopni przy wzniosie 12%. Adrenalina poszła lekko w górę, zachwytom
nie było końca. Nasz pilot – pan Paweł, z wykształcenia geograf – geolog
z pełną wirtuozerią przybliżał nam historię górotworu oraz mnóstwo
informacji o powstaniu tej drogi.
Po drodze zdjęcia wodospadów, przepaści, mostków i tym podobnych
atrakcji były na porządku chwili. Kiedy zajechaliśmy wreszcie na szczyt
(ponad 800 m. npm), naszym oczom ukazał się wiszący częściowo taras
widokowy. Wszelkie opowieści nie mają sensu, to trzeba po prostu
zobaczyć, żeby doświadczyć pełnego zachwytu. Jeden z uczestników
wycieczki tak się zestresował urwistymi przepaściami, że aż prosił cyt:
Niech to się wreszcie skończy, bo się zestresuję!" Widok z platformy
widokowej jest imponujący. Podłoga jest wykonana ze stalowej kraty, a
pod nią około stumetrowa przepaść. Oj, robi wrażenie!
Pojechaliśmy w dalszą
drogę wzdłuż fiordu Storfjorden i po przepłynięciu promem dotarliśmy do
miejscowości Eidsal, skąd Drogą Orłów (Mollsbygda)(tym razem stromiznami
w dół) dojechaliśmy do miasteczka Gairanger. Stamtąd przepięknym
fiordem o tej samej nazwie dopłynęliśmy do osady Hellesylt. Fiord
Gairanger należy podobno do najbardziej widowiskowych fiordów Norwegii.
Można zobaczyć kilka widowiskowych wodospadów oraz tzw. farmy
umieszczone na półkach skalnych około 100 m nad lustrem wody. Dziś już
nikt w nich nie mieszka, a zaliczone zostały do listy cudów UNESCO.
Gairangerfiordem płynęliśmy około 20-25 kilometrów i zachwycaliśmy się pięknem
norweskiej przyrody. Przy tym pogodę mieliśmy przyjazną. Nie padał
deszcz, a czasem przebijało nawet słoneczko.
A teraz proponuję krótki film (niestety nie naszego autorstwa, ale
pokazujący drogę, którą przebyliśmy):
Hellesylt przywitało nas
pięknym wodospadem, którego
szum towarzyszył nam przez cały czas pobytu. To mała, senna miejscowość,
w której po zmroku nie spotkasz żywej duszy. Ludzie zaszywają się w
zaciszach domowych, a życie publiczne praktycznie zamiera. Byliśmy tylko
my, szum wodospadu i cudowny widok na fiord. Po prostu bajka... Następnego dnia udaliśmy
się okrężną drogą z powrotem do Lillehammer, zahaczając o inne doliny i
jeziora polodowcowe. Niesamowite wrażenie robi błękitna, wręcz turkusowa
barwa wody w jeziorach. Woda spływa wprost z lodowców i nie jest jeszcze
zanieczyszczona osadami ziemnymi. Stąd jej kolor.
Do Lillehammer dotarliśmy
popołudniem, jadąc z prędkością nie przekraczającą 80 km/h. Tak jeżdżą
tam wszyscy kierowcy, bowiem przekroczenie dozwolonej prędkości grozi
drakońskimi mandatami. NIKT nas nie wyprzedził! W Polsce byłoby to
niemożliwe!
Lillehammer to małe
miasteczko z olimpijską przeszłością. W 1994 roku odbyły się tutaj XVII
Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Mieliśmy okazję obejrzeć skocznie
olimpijskie, a część uczestników wycieczki (ja też) wdrapało się (po schodach) na
szczyt wielkiej krokwi. Widok ze szczytu skoczni na miasto, jezioro
Mjosa i całą okolicę jest imponujący. Do tego znowu dopisała pogoda.
Wróciliśmy wreszcie do
Oslo. Kolacja, nocleg, a następnego dnia (piątek) zwiedzanie stolicy
Norwegii. To miasto o stosunkowo niskiej zabudowie, bez wielkich
drapaczy chmur i okazałych budowli. Rozpoczęliśmy od Muzeum Nauki i
Techniki. W tym obiekcie poza ekspozycją motoryzacyjną można było
obejrzeć mnóstwo interaktywnych instalacji z różnych dziedzin wiedzy i
techniki. Wzbudziły one ogromne zainteresowanie młodzieży i opiekunów. W
dalszej kolejności zwiedziliśmy starą twierdzę, operę narodową, pałac
królewski ( wnętrz się nie zwiedza), byliśmy świadkami uroczystej
odprawy wart przed pałacem królewskim.
Ostatnim obiektem, który
zwiedziliśmy w Oslo był budynek Ratusza, w którym wręczane są corocznie
Pokojowe Nagrody Nobla. W tym budynku w dniu 10 grudnia 1983 roku
odbierała Nagrodę Nobla dla Lecha Wałęsy jego małżonka Danuta Wałęsa.
Zahaczyliśmy więc o kawałek polskiej historii współczesnej.
Droga powrotna do domu
była długa. Przez znaczną część Szwecji dojechaliśmy do miejscowości
Trelleborg, a stamtąd po czterogodzinnym rejsie promem dotarliśmy do
Sassnitz na wyspie Rugia w Niemczech. Po drodze drobne zakupy w
Stralsundzie i już szybciutko do Polski.
Po naszej stronie granicy
ostatni obiad, na który składał się nasz narodowy specjał, czyli
SCHABOWY!
Pełni wrażeń wróciliśmy do
Bydgoszczy w sobotę 24 września w godzinach wieczornych. Nikt z
uczestników wycieczki nie narzekał. Ja nie słyszałem. Przejechaliśmy
łącznie 3800 kilometrów plus cztery rejsy promami, trwające łącznie
około 6 godzin.
W tym miejscu chcę wyrazić
słowa wielkiego uznania dla głównego organizatora i kierownika wycieczki
dr inż. Tomasza Kałaczyńskiego za świetną organizację całego
przedsięwzięcia.