Takiej wyprawy w naszej szkole jeszcze nie było.
Pojechaliśmy bardzo daleko, tam, gdzie zamiast klonów i lip przy ulicach rosną platany i palmy. Gdzie ludzie w końcówce września kąpią się w morzu, gdzie sezon turystyczny nie kończy się z końcem sierpnia, ale co najmniej dwa miesiące później. To Włochy i Lazurowe
Wybrzeże, potem Francja, a na koniec Hiszpania i Costa Brava...
Ale przejdźmy do szczegółów. (klik na mapkę)
Wieczorem 20 września 2013 roku zapakowani do autokaru wyruszyliśmy w stronę granicy Państwa w Świecku. Przed nami rekordowy
przejazd prawie 1900 kilometrów do miejscowości Cannes we Francji. To trasa, która dobremu autokarowi zajmuje prawie dobę. Prawie dobę w autokarze, bez wygodnego łóżeczka i spokojnego, błogiego snu. Ale to są właśnie uroki dalekich wojaży. Jeśli chcesz zobaczyć
świat, musisz ponieść trudy tułaczki. Ale na to byliśmy przygotowani. Ci, którzy nie spali mieli możliwość obejrzenia kilku filmów w autokarze. Zainteresowanie wzbudził (?!!!) serial „Czas honoru” oraz kilka innych mniej zidentyfikowanych filmów. Kac Vegas jest
oglądany na każdej wycieczce. Widocznie ma coś w sobie magnetycznego, że młodzież lubi to dziełko oglądać. Ale nie tylko filmy były nam w głowie. Nocny przejazd przez Niemcy i Austrię przeszedł w słoneczny poranek na terenie Włoch
(galeria foto). Po przejechaniu przez Alpy
powitała nas piękna pogoda i wysoka temperatura. A widoki za oknem autokaru zapierały dech w piersi. Autostrada prowadziła przez tak urozmaicony teren, że przechodziła praktycznie od tunelu do wiaduktu, od wiaduktu do tunelu. W Austrii przejeżdżaliśmy do niedawna
najwyższym wiaduktem w Europie, o wysokości ponad 180 m nad ziemią, tym samym wjechaliśmy do Tyrolu. Europabrücke – bo taka jest jego nazwa, to most w ciągu autostrady A13 .
Obiekt powstawał w latach 1959 - 1963. Długa na 837 metrów przeprawa była w latach 1964 - 2004 najwyższym
mostem w Europie. Najwyższy filar ma wysokość 146,5 metra, a największe przewyższenie nad ziemią wynosi aż 192 metry. 14 grudnia 2004 roku wiadukt stracił miano najwyższego na rzecz wiaduktu Millau we Francji.
Dalsza droga prowadziła w okolicach Mediolanu, a w okolicy miejscowości Voltri oczom naszym ukazał się błękit Morza Liguryjskiego. Jadąc wzdłuż morza mogliśmy podziwiać architekturę miasteczek wybudowanych na stromych
zboczach. Najlepszy widok na miasta był podczas przejazdu wiaduktami ponad domami mieszkańców. Omijając San Remo, Monaco i Niceę późnym popołudniem dotarliśmy do Cannes. Zostaliśmy zakwaterowani w hotelu ***Pierre&Vacances, tuż nad brzegiem morza. Hotel to
kompleks hotelowo – wypoczynkowy o bardzo przyzwoitym standardzie. Obiekt był ogromny, w największym patio wyposażony w basen kąpielowy. Ilość apartamentów, korytarzy i wind umożliwiała zagubienie się w kompleksie.
Wieczorna kolacja w pizzerii i spacer dopełniły dnia. Następny dzień (22.09) zaowocował już zaplanowanymi atrakcjami turystycznymi. Pojechaliśmy do Monaco.
Księstwo Monako
(galeria foto)
to niewielkie miasto-państwo położone nad Morzem Śródziemnym w obrębie Riwiery francuskiej. Po Watykanie jest to drugie najmniejsze pod względem powierzchni niezależne państwo świata o powierzchni 1,95 km² i ilości
mieszkańców 30500 osób. Małe, ale jakże pięknie usytuowane. Uczestników wycieczki zachwycało jego położenie, architektura oraz niewyobrażalna ilość luksusowych aut na ulicach. W ciągu kilkunastu minut można było spotkać Aston Martina, Bentleya czy Ferrari, i to w
kilku kolorach do wyboru. Przeszliśmy się też fragmentem trasy ulicznego wyścigu Formuły 1. Port zastawiony niezliczoną ilością jachtów wielkich jak wille, a wielki wycieczkowiec z rynnami do wodnych igraszek dopełniał sielankowego widoku. Przed pałacem książęcym
byliśmy świadkami uroczystej zmiany warty. Żołnierze ubrani byli w białe mundury. W okresie zimowym kolor ten zamieniają na granatowy.
Z Monako udaliśmy się do Nicei. Panowie kierowcy wybrali piękną widokową trasę M6098 wzdłuż Morza Liguryjskiego. Zapewnili nam w ten sposób niezapomniane widoki.
Nicea to miasto 100 muzeów. Niemal wszystkie wolne są od opłaty za zwiedzanie. Warto zapamiętać tę informację, kiedy wybierzemy się tam na wycieczkę.

W Nicei (galeria foto) przeszliśmy się słynną Promenadą Anglików. Nazwa sławnej promenady pochodzi z czasów, gdy do Nicei przybywało wielu arystokratów angielskich, spędzając tu w łagodnym i ciepłym klimacie zimy z dala od dżdżystych chłodów Wysp Brytyjskich. Udaliśmy się też na
taras widokowy będący fragmentem dawnej zabudowy obronnej miasta, skąd rozpościera się piękny widok kamienistej plaży. Obejrzeliśmy ogromny Plac Massena z wielkim posągiem Trytona, XVII wieczną Katedrę Sainte-Réparate usytuowaną na placu Rosetti, z daleka
widzieliśmy też Rosyjski Sobór Prawosławny Św. Mikołaja - świątynię wybudowaną na polecenie carowej Marii Fiodorownej w 1912 roku.
Z Nicei udaliśmy się z powrotem do Cannes, gdzie obejrzeliśmy pałac festiwalowy. Odbywają się tam słynne festiwale filmowe o nagrodę Złotej Palmy, na schodach z czerwonym dywanem
zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie. Przeszliśmy się także aleją gwiazd filmu. Są to zatopione w chodniku odciski dłoni najsławniejszych aktorów Europy i USA. Długi spacer nadmorską promenadą zakończył dzień pełny turystycznych wrażeń.
Następnego dnia (23.09) po wyprowadzce z hotelu udaliśmy się do Avinionu (Avignon). To miasto naznaczone w XIV wieku jako miejsce ucieczki papieży z Watykanu. Kolejni papieże wybudowali tam umocniony pałac papieski, i choć ich obecność w Avignonie trwała około 60
lat, to Watykan miał tam swoje wpływy do początku XIX wieku. Na pierwszy rzut oka pałac nie kojarzy się w ogóle z Kościołem, ale raczej z solidną twierdzą, wojskową warownią zbudowaną na wysokim wzgórzu i górującą nad miastem
(galeria foto).
Poza pałacem zwiedziliśmy również Pont Saint Bénézet (Most Awinioński) -
most wybudowany został w XII wieku, niegdyś
stanowił jedyną możliwą przeprawę na drugą stronę Rodanu. Długi na 900 m, spinał brzegi rzeki, wspierając się na 22 przęsłach. Od XVII wieku miasto doświadczały liczne powodzie, które doprowadziły do zniszczenia mostu. Aktualnie zachowały się 4
przęsła starego mostu oraz omańska świątynia Chapelle St. Nicolas poświęcona patronowi flisaków. Pochowano w niej Św. Bénézeta, który, według legendy, był inicjatorem budowy mostu.
Po zwiedzeniu Avignonu ruszyliśmy w dalszą drogę, aby w godzinach wieczornych dotrzeć do miejsca naszego zakwaterowania na trzy kolejne noce, czyli do miasta Calella (czyt. Kaleja) w Hiszpanii. Callella leży w
Katalonii nad morzem Śródziemnym w rejonie Costa Brava. Zostaliśmy zakwaterowani w hotelu
*** Olympic. Z balkonów czwartego piętra widać było morze. Na terenie hotelu były trzy baseny ze słodką wodą, dostępne dla gości bez ograniczeń. Miasteczko posiada niezliczoną ilość kafejek, piwiarni i sklepów z pamiątkami. Przy zakupach pamiątek nadrzędną sprawą
jest targowanie się ze sprzedawcą. Możemy wtedy dokonać zakupu za 20-30% pierwotnej ceny. W sklepach obowiązują wszystkie dostępne języki, w tym oczywiście również język polski.
24 września wyruszyliśmy w góry Montserrat. (galeria foto) Montserrat to przede wszystkim klasztor benedyktyński, położony w masywie górskim Montserrat
40 km na północny zachód od Barcelony znany z kultu figury Matki Boskiej, tzw "Czarnulki" (La Moreneta).
Usytuowany jest na zlepieńcowych formacjach skalnych, w trzech czwartych drogi na szczyt, ok 1000 m n p m. Sam podjazd do klasztoru robi piorunujące wrażenie. Z jednej strony pionowe tuż przy drodze skały wyglądające jak popękane i poukładane na siebie głazy, z
drugiej strony rozległa dolina położona kilkaset metrów poniżej szosy. Po prostu przepaść. Dla osób z lękiem wysokości katorga przejazdu, dla pozostałych – niezapomniane wrażenie, trochę porównywalne z Drabiną Troli w Norwegii.
Na szczycie podjazdu zobaczyliśmy widok ogromnej ilości zabudowań, klasztornych, gospodarczych, wystawienniczych, z daleka widocznych pustelni, oraz niemal pionowo usytuowanej kolei szynowej prowadzącej na tarasy
widokowe szczytów masywu. Tam nie pojechaliśmy, choć bardzo kusiło. Ustawiliśmy się w kolejce do figury Matki Bożej, aby się Jej pokłonić z własnymi intencjami.
Kompleks klasztorny Monserrat wraz z górskimi ścieżkami prowadzącymi po pustelniach mnichów jest tak ogromny, że należałoby tam pobyć dzień a może dwa. My nie mieliśmy tyle czasu. Miejsce jest magiczne, widoki w górę i w dół zapierają dech w piersiach. Tam zawsze
warto pojechać będąc w Katalonii. Kulminacyjnym punktem wycieczki w części turystycznej było zwiedzane Barcelony
(galeria foto). Pojechaliśmy tam w środę 25 września.
Obejrzeliśmy, wprawdzie tylko z zewnątrz Katedrę La Sagrada Familia. To jedna z największych i
najpiękniejszych świątyń świata (choć zdania są podzielone). Projektantem i głównym wykonawcą był niezwykle wierzący Antonio Gaudi. Prace budowlane trwają nadal, a zakończenie budowy planowane jest na 2026 rok, w setną rocznicę śmierci Gaudiego.
W następnej kolejności zwiedziliśmy miasto-ogród Park Güell, wybudowany z przerwami w ciągu 14 lat od początku ubiegłego stulecia. Autorem tego projektu był także Antonio Gaudi. Możemy tam znaleźć najdłuższą ławkę świata, mierzącą 152 m długości,
zdobioną kolorowymi mozaikami.
Celem przyjazdu do Barcelony był stadion piłkarski FC Barcelona – Camp Nou. Stadion jest ogromny, mieści niemal 100 tyś. widzów i jest tym samym jednym z największych stadionów w Europie i na świecie. Do użytku oddano go w 1957 roku. Zwiedziliśmy
potężnie rozbudowane muzeum stadionu i drużyny oraz odwiedziliśmy udostępnione pomieszczenia
piłkarzy oraz trybuny. Zwiedzanie zakończyło się w sklepie firmowym, gdzie chętni mogli nabyć różne pamiątki drużyny. Ceny oczywiście były szokujące, ale sława jest bezcenna…
Dla porównania wielkości obejrzeliśmy również stadion olimpijski, na którym w 1992 roku zapłonął znicz olimpijski XXV Letnich Igrzysk Olimpijskich Ery Nowożytnej. Na zakończenie zwiedzania Barcelony mieliśmy okazję zobaczyć pomnik Krzysztofa Kolumba. Pomnik
Kolumba to jednocześnie punkt widokowy o wysokości ponad 50 m. Obok znajdują się stocznie z czasów średniowiecza i Muzeum Morskie z zabytkowymi statkami oraz akcesoriami żeglarskimi. Od placu Kolumba rozpoczyna się słynna aleja – deptak Ramblas (La Rambla),
to najsłynniejsza, najbardziej ruchliwa i bardzo popularna wśród turystów i miejscowych ulica Barcelony. Deptak ten ma długość 1 km i prowadzi do Placa de Catalunya. Na tym placu Hiszpanie świętują choćby zwycięstwa drużyny FC Barcelona.
Weszliśmy również do ogromnej hali targowej La Boqueria położonej niedaleko Gran Teatre del Liceu, opery
barcelońskiej. Zachwycił nas tam koloryt sprzedawanych tam towarów: owoce, owoce morza, słodycze, alkohole, charakterystyczne dla Hiszpanii wyroby mięsne – wielkie szynki z kością wędzone i długo dojrzewające. Ruch, gwar, no i trzeba uważać na złodziei
kieszonkowych. Pierwsza wzmianka na temat La Boqueria pochodzi z 1217 roku kiedy bazar służył jako targowisko, na którym sprzedawano mięso oraz jego przetwory. Obecnie bazar ten jest jednym z największych miejsc handlowych w Barcelonie, a także jedną z atrakcji
turystycznych miasta. Czwartek (26.09) był przeznaczony na turystyczny wypoczynek w Calelli. Mogliśmy spokojnie obejść większość kramów i sklepików z pamiątkami,
odwiedzić park miejski oraz wylegiwać się na plaży. Jeśli dodam, że temperatura powietrza w cieniu to plus 28 stopni, a słońce świeci na niebie bez jednej chmurki, to wszystko staje się jasne.
Wieczorem wyjechaliśmy z Calelli w drogę w kierunku Francji. Przed nami był przejazd 1000 km do miasta Miluza. Na mapie znajdziecie ją pod nazwą Mulhouse.
(galeria foto) W Miluzie zwiedziliśmy część linii produkcyjnej koncernu PSA czyli fabrykę Citroena i
Peugeota. Francuzi byli dość oszczędni w pokazywaniu swoich tajemnic, ale ci, którzy byli w fabryce produkcji samochodów mogli mieć powody do zachwytu.
Po zwiedzeniu
fabryki mieliśmy również okazję zwiedzić zabytkowe centrum miasta z gotycką katedrą Saint – Etienne i pięknie zadbanymi domami w wąskich uliczkach. Uwagę przykuwa oryginalny sposób malowania gładkich, szczytowych ścian niektórych budynków.
W Miluzie mieliśmy ostatni nocleg przed drogą powrotną do domu. Mieszkaliśmy w hotelu sieci Formuła1, gdzie króluje wszechobecny plastik, ale było czysto i podali sympatyczne śniadanie w stylu europejskim.
Ostatnim celem naszej wyprawy było miasteczko koncernu Volkswagena Autostadt w Wolfsburgu (galeria foto). To kolejny przejazd blisko 1500 km. Dojechaliśmy tam wczesnym popołudniem w sobotę (28.09). Zwiedziliśmy teren ekspozycyjny Volkswagena, gdzie między innymi znajdowały się:
muzeum starych samochodów (rewelacyjnie przygotowane), ekspozycje marek należących do koncernu – Lamborghini, Porsche, Skoda, Seat, Volkswagen, Audi.
Mieliśmy również okazję przyjrzeć się pracy i działaniu wielopiętrowego magazynu
gotowych samochodów przeznaczonych do odbioru przez nabywających je klientów. Magazyn składa się z dwóch całkowicie oszklonych walców, gdzie pojazdy rozstawione są promieniście na półkach, a wstawia je i z nich zabiera skomputeryzowana winda.
Ten magazyn jest najbardziej rozpoznawalnym elementem miasteczka Autostadt i jest wizytówką koncernu. Młodzież była bardzo zadowolona z możliwości zwiedzenia tych obiektów.
A potem to już tylko autostradą do Poznania. Tam zostawiliśmy panią Karolinę – naszego pilota. Dziękujemy jej za profesjonalną opiekę. Jeszcze kawałek dobrej drogi do Gniezna i kawałek gorszej drogi do Bydgoszczy.
Łącznie przejechaliśmy 5350 km, odwiedziliśmy Niemcy, Austrię, Włochy, Monako, Francję i Hiszpanię.
Głównym organizatorem i kierownikiem wyprawy był dr inż. Tomasz Kałaczyński, za co jak zwykle bardzo mu dziękujemy.
Wycieczkę zrealizowało (jak zwykle perfekcyjnie) Biuro Podróży KORSARZ z Poznania. Mieliśmy też rewelacyjnych kierowców: panów Przemka i Mirosława, którzy wieźli nas super bezpiecznie. Wielkie dzięki za to.
Zdjęć mamy więcej, ale tyle już chyba wystarczy... |