.

Holandia, Belgia, Niemcy 2015

Wycieczki

 

Po wyprawie do Turcji, która zachwyciła nas swoją egzotyką, przyszedł czas na kraje bardzo europejskie. Wszechobecna kultura zachodnia może zachwycać swoimi swobodami i wielką wolnością, ale czasem szokuje zbyt chyba daleko idącą rozwiązłością. Mieliśmy okazję otrzeć się o taki świat. Ale zacznijmy od samego początku.

Wszystko zaczęło się w 2014 roku, dokładniej ujmując w listopadzie, kiedy to pojawiła się oferta wyjazdu do Europy Zachodniej. Holandia, Belgia i Niemcy. Dlaczego tam? Bo w Holandii nasi uczniowie jeszcze nie byli, bo w Belgii jest fabryka AUDI, bo w Niemczech odbywa się co dwa lata salon samochodowy IAA, jeden z największych w Europie. A że wypada on w roku 2015, więc nie można było go ominąć.

Klik na mapę

Grupa 32 uczniów z klas od pierwszej do czwartej oraz kilku naszych tegorocznych absolwentów zebrała się na dziedzińcu szkolnym w sobotę 19 września w oczekiwaniu na przyjazd autokaru. O godzinie 20.00 wyjechaliśmy z Bydgoszczy po wcześniej wykonanej kontroli naszego środka lokomocji przez policję drogową. W naszych wyjazdach kontrola jest rutynowa. Ma być bezpiecznie i koniec. Autokar jak zwykle najlepszy: Scania Irizar z biura podróży KORSARZ z Poznania, z kierowcami panami Przemkiem i Mirkiem, którzy wożą nas po Europie (czasem po Azji) od kilku dobrych lat. To dobra i zgrana ekipa fachowców, z którymi świetnie się rozumiemy. Naszym pilotem był sympatyczny pan Stanisław z Poznania.

Pierwszy cel to Amsterdam. Nazwa miasta oznacza tamę na rzece Amstel. Trzynaście godzin nocnej jazdy, oczywiście z przystankami na rozprostowanie kości, czasem "jedynkę" albo "dwójkę". Wiecie co mam na myśli... Krzaki to nasza specjalność. Kiedy nauczymy się wydać 20 eurocentów na toaletę tego nikt nie wie. Wjazd do Amsterdamu to gąszcz autostrad, zjazdów, ślimaków i ekranów akustycznych. Widać na każdym kroku wielki rozmach komunikacyjny. Pierwsze wrażenie w Amsterdamie to rowery. Amsterdam to królestwo rowerów. Ponoć w całym mieście jest ich przeszło 900 tysięcy, czyli… więcej niż mieszkańców. Rowerzyści korzystają z wielu udogodnień, między innymi rozbudowanej sieci ścieżek. Dziesiątki rowerów, setki rowerów, wszyscy na rowerach, rowery wszędzie parkujące i przykute do słupów, balustrad wielkimi łańcuchami i kłódkami. Rowery zdezelowane, odrapane, po prostu brzydkie. U nas taki sprzęt powędrowałby na złomowisko, a tam na tym jeżdżą. Na chodnikach trzeba bardzo uważać, bo rowerzyści jeżdżą szybko i pewnie nie zważając specjalnie na pieszych.

Plac Dam

Wylądowaliśmy w pobliżu Budynku NEMO. Jest centrum nauki w Amsterdamie, znajduje się na Oosterdok w Amsterdam-Centrum, usytuowane pomiędzy Oosterdokseiland i Kattenburg. Muzeum ma swoje początki w 1923 roku i mieści się w budynku zaprojektowanym przez Renzo Piano. Od 1997 roku zawiera pięć pięter interaktywnych wystaw naukowych i jest największym centrum nauki w Holandii. Niestety nie wchodziliśmy do tego obiektu, między innymi dlatego, że trzeba tam spędzić cały dzień jak w Centrum Kopernik w Warszawie. Tyle jest tam ciekawych i atrakcyjnych punktów do obejrzenia. Czasu na to niestety nie mieliśmy. W pobliżu odbywał się uliczny rajd oczywiście rowerowy. Setki cyklistów na rowerach ścigało się po miejskiej trasie pomiędzy turystami, kanałami, samochodami. Gdzieniegdzie uliczni bębniarze nadawali rytm rywalizacji. Pieszo udaliśmy się na wędrówkę po starszej części miasta. Na szczególną uwagę zasługuje portowa architektura. Wąskie, wysokie i krzywe domy zakończone strzelistymi dachami, obowiązkowo posiadające u góry belkę z hakiem umożliwiającym założenie krążka do liny. W ten sposób wciąga się wszystkie większe przedmioty na wyższe kondygnacje. Podobno w tych domach schody są tak wąskie, że wniesienie jakiegokolwiek mebla nie jest możliwe. Podczas naszej wędrówki zaobserwowałem sytuację, kiedy pewna pani wciągała tą metodą na drugie piętro kontener z produktami spożywczymi. Nachylenie kamienic do przodu ma zabezpieczać elewacje budynków przed uszkodzeniami. Idąc do centralnego placu Dam na  Starym Mieście przeszliśmy przez Dzielnicę Czerwonych Latarni. W dzielnicy przystań znalazło mnóstwo knajp, nocnych klubów, cofeeshopów, czyli kawiarni, gdzie legalnie można kupić niewielkie ilości tak zwanych miękkich narkotyków. Jej znakiem firmowym są jednak okna wystawowe, z których wdzięczą się do przechodniów roznegliżowane panie.

Na zachodnim końcu placu Dam znajduje się klasycystyczny Pałac Królewski, który służył jako ratusz od 1655 do 1808r, oprócz niego XV-wieczny gotycki kościół  i Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud. Biała kamienna kolumna zaprojektowana przez JJP Oud znana jako National Monument wzniesiony w 1956r. w celu upamiętnienia ofiar II wojny światowej, dominuje po przeciwnej stronie placu. Również przy placu znajduje się hotel NH Grand Hotel Krasnapolsky i ekskluzywny dom towarowy De Bijenkorf. Wędrując do kolejnego obiektu zwiedzania zatrzymaliśmy się na targu kwiatowym. Każdy wie, że Holandia słynie z tulipanów. Na targu można było kupić cebulki tych kwiatów o wszystkich kolorach tęczy nie licząc tych białych i czarnych. Oczywiście niektórzy nabyli je w drodze kupna. Atrakcją zwiedzania Amsterdamu było zwiedzenie przez nas muzeum przy Browarze Heinekena, gdzie młodzież zapoznała się z historią najbardziej znanego browaru Holandii oraz z technologią wyrobu złocistego trunku. Ekspozycja utrzymana w klimacie XIX wiecznej manufaktury nasycona była również wieloma interaktywnymi nowinkami technicznymi podnoszącymi atrakcyjność zwiedzania. Na koniec udaliśmy się na jeden z wielu przystanków tramwajów wodnych i opłynęliśmy część miasta dostosowanym do wielkości kanałów wycieczkowcem. Rejs trwał około 40 minut, z możliwością wysłuchania komentarza w języku polskim przy użyciu zamontowanych audio guide. Mało kto wie, że w Amsterdamie jest więcej kanałów niż w Wenecji. Miasto położone jest na 90 naturalnych i sztucznych wyspach, które są ze sobą połączone za pomocą tysiąca mostów. Będąc tu, nie można się więc nie wybrać na przejażdżkę tramwajem wodnym. Takie spojrzenie na Amsterdam z poziomu wody to bardzo ciekawe doświadczenie. Zwiedzając Amsterdam warto również odwiedzić Dom Anny Frankmuzeum w Amsterdamie poświęcone Annie Frank, autorce Dziennika Anny Frank, kilkunastoletniej żydówce, która wraz z rodziną i czwórką znajomych ukrywała się w pokojach na tyłach budynku przed nazistowskimi prześladowaniami podczas II wojny światowej. Muzeum wystawia pamiątki związane z życiem Anny Frank i jej kryjówką (zwaną w holenderskim Achterhuis) oraz urządza wystawy dotyczące przeróżnych form dyskryminacji i prześladowań.(wikipedia).

Dzień zakończyliśmy udaniem się na odpoczynek i nocleg do ośrodka kampingowego pod Amsterdamem o nazwie Camping 'het Amsterdamse Bos'. Odpoczywaliśmy w domkach o dość wysokim standardzie, ogrzewanych (noce były chłodne), z pełnym wyposażeniem umożliwiającym sporządzanie posiłków. Ośrodek oczywiście dysponował wypożyczalnią rowerów. A jakże by inaczej?

Euromast   Het Steen

W poniedziałek od rana ruszyliśmy do miasta Rotterdam. To największe portowe miasto w Europie. Jednak nie port przeładunkowy był celem naszej podróży. Zamierzaliśmy "zdobyć" wieżę widokową EUROMAST, która góruje nad miastem na wysokość 185 metrów. Wybudowana została w 1960 roku. Na wysokości 100 m zbudowano restaurację z tarasem widokowym, a w 1970 roku dobudowano maszt, po którym na wysokość 185 m można wjechać w widokowej kapsule, która obraca się dookoła, pokazując cudowny widok miasta i całej okolicy. Oczywiście pojechaliśmy na sam szczyt i delektowaliśmy się tą niewątpliwą atrakcją miasta. Z Rotterdamu udaliśmy się do niedalekiej Antwerpii, gdzie w starej części miasta podziwialiśmy XVI wieczną katedrę Najświętszej Marii Panny z wieżą o wysokości 123 metry i Rynek Starówki. Widzieliśmy także (przez chwilę) Zamek Het Steen. Wybudowany w latach 1200 - 1225, jest najstarszym budynkiem w mieście. Niestety nie był w programie zwiedzania.

Atomium

Z Antwerpii ruszyliśmy w dalszą drogę do Brukseli. Zahaczyliśmy więc o drugi kraj naszej tegorocznej wycieczki. Bruksela to nieformalna stolica Unii Europejskiej, to również miasto gospodarz Wystawy Światowej w 1958 roku. Głównym celem wizyty w tym mieście było Atomium - monumentalny model struktury atomu żelaza, powiększony 165 miliardów razy, zlokalizowany w dzielnicy Laeken, na przedmieściach Brukseli. Został zbudowany z okazji EXPO-1958 jako symbol ówczesnych naukowych oraz technicznych osiągnięć "wieku atomu". Składający się z dziewięciu stalowych kul monument o wysokości 102 metrów robi wrażenie chyba na każdym turyście. Zwiedziliśmy ekspozycje znajdujące sie we wnętrzu Atomium i zrobiliśmy kilka sympatycznych fotografii. W Brukseli zahaczyliśmy o dzielnicę Parlamentu Europejskiego oraz Starówkę. Obejrzeliśmy staromiejski rynek Grand Place z ratuszem i tzw. Domem Króla (Maison du Roi) z XVI wieku oraz bogato zdobionymi kamienicami brukselskich kupców. Obejrzeliśmy także symbol Brukseli – fontannę Manneken pis (Siusiający chłopiec), a niektórzy dokonali zakupów w sklepie ze słynną belgijską czekoladą. Na koniec pojechaliśmy obejrzeć Pałac Królewski. Król w pałacu nie mieszka. Podobnie jak jego ojciec Albert, król Filip I za rezydencję mieszkalną wybrał inny budynek, położony dalej od centrum Pałac w Laeken. Pałac Królewski w Brukseli jest jednak oficjalnym miejscem pracy monarchy. Jeśli król jest akurat w środku, na maszcie łopocze belgijska flaga. Bruksela posiada wiele atrakcji turystycznych, m.in. Cinquantenaire. Ten cudowny park, zielone płuca miasta, powstał z rozkazu króla Leopolda II z okazji 50-lecia królestwa Belgii. Nad założeniem dominuje imponujący Luk Triumfalny z półkolistą kolumnadą, a obok w przestronnej hali znajduje się się piękne muzeum starych samochodów. Warto do niego zajrzeć przy kolejnej wizycie. My nie mieliśmy jednak na to czasu. Naszym celem była bowiem fabryka AUDI. Noc spędziliśmy w Brukseli w ośrodku sportowo-hotelowym Foret de Soignes Sport (foretdesoignessport.be). Kiedy zachorował jeden z uczestników wycieczki, trzeba było wezwać pogotowie ratunkowe, a kierownik wycieczki wraz z pilotem spędzili połowę nocy w szpitalnym oddziale ratunkowym. Na szczęście sytuacja została opanowana, ale nasz turysta we wspomnieniach ma pamiątkę z podróży na całe życie.

We wtorek rankiem udaliśmy się do dzielnicy Bruksela-Forest, gdzie mieliśmy niewątpliwą atrakcję zwiedzenia fabryki Audi (za wyjątkiem naszego chorego). Produkowane są w niej wszystkie dostępne modeli serii 1. Zwiedziliśmy halę zgrzewalni i montażu. Fabryka produkuje łącznie około 540 samochodów na dobę na dwóch zmianach produkcyjnych. Trzecia zmiana przewidziana jest wyłącznie na sprzątanie i przygotowanie do produkcji w dniu następnym. Zwróciliśmy uwagę na idealny porządek na stanowiskach pracy i uśmiechniętych pracowników. Rzadko się zdarza, aby pracownicy produkcji zwracali uwagę na zwiedzających. Tu było inaczej - ludzie uśmiechali się i odpowiadali na nasze gesty pozdrowienia. Widać - zadowolenie pracownika  z pracy w tej firmie jest z pewnością elementem jej polityki. Na terenie fabryki nie można robić żadnych zdjęć, więc posiadamy tylko szybkie zdjęcie przed jej bramą. Relacja fotograficzna obejmuje tylko sektor obsługi klienta z kilkoma modelami aut, między innymi ze 100-tysięcznym egzemplarzem Audi A1 wyprodukowanym w tej fabryce, podpisanym przez wszystkich pracowników zatrudnionych przy jego produkcji. Po zwiedzaniu mieliśmy długą "przejazdówkę" do Frankfurtu nad Menem, gdzie zamieszkaliśmy w schronisku młodzieżowym. To sprawdzony wcześniej punkt hotelowy z doskonałymi warunkami lokalowymi i dobrym wyżywieniem. Mieszkaliśmy tam w 2009 roku.

W fabryce Mercedesa

W środę mieliśmy zwiedzać fabrykę Opla w Russelheim, ale niestety ze względów organizacyjnych fabryka odmówiła przyjęcia naszej grupy. Ze stratą dla Opla, bo zamiennie odwiedziliśmy fabrykę firmy Mercedes w Rastatt. Produkowane są tam wszystkie modele klasy A i GLA. Zwiedziliśmy linię technologiczną budowy karoserii, gdzie w zachwyt wprawiała nas ogromna ilość robotów przemysłowych, które w około 90 procentach zautomatyzowały cykl technologiczny tworzenia nadwozia. Poruszaliśmy się po specjalnie zbudowanej antresoli wokół linii produkcyjnej, nad robotami na wysokości około 6 metrów. Stąd wszystko było widoczne jak na dłoni. Nasz rekonwalescent wożony był na wózku inwalidzkim wypożyczonym ze strefy obsługi klienta, a koledzy solidarnie się nim opiekowali. Fabryka produkuje około 1200 samochodów na dwie zmiany. Spotkaliśmy się z wielką życzliwością oprowadzających nas przewodników, którzy w fachowy sposób zrelacjonowali nam przebieg procesu produkcyjnego wytwarzania karoserii oraz uchylili rąbka tajemnicy szczegółów kontroli technicznej produkcji. Po zwiedzeniu fabryki Mercedesa udaliśmy się do oddalonego o zaledwie kilkanaście kilometrów Gaggenau, gdzie znajduje się ekspozycja - muzeum samochodów Unimog oraz tor testowy tych terenowych samochodów. Niewątpliwą atrakcją dla młodzieży była możliwość przejechania tego toru pojazdem Firmy z kierowcą fabrycznym. Starszy pan z brodą z wielkim pietyzmem przejeżdżał trasę, zatrzymując się w newralgicznych miejscach i objaśniając możliwości samochodu oraz cechy charakterystyczne przeszkody. Bardzo ciekawe doznanie. Trasę przejechali WSZYSCY ! Potem rozpierzchli się po muzeum Unimoga, pomimo chwilowego protestu obsługi, że podobno nie wykupili biletu wstępu. Szybko wyjaśniliśmy ten szczegół organizacyjny i wszyscy mogliśmy delektować nasze oczy zarówno ciekawymi pojazdami, jak i licznymi przekrojami konstrukcji. Oczywiście fotografowałem, aby zdobyty materiał wykorzystać w przyszłych zajęciach z PiNu! Potem pozostał nam już tylko powrót do hotelu we Frankfurcie, ponieważ następnego dnia, we czwartek był kulminacyjny punkt naszej wycieczki.

Targi Motoryzacyjne

Międzynarodowy Salon Samochodowy IAA FRANKFURT 2015. Impreza motoryzacyjna o najwyższym poziomie prestiżu w Europie, która na przemian z Salonem Samochodowym w Paryżu organizowana jest co dwa lata na gigantycznym terenie Messe Frankfurt. Podjechaliśmy z niemałym trudem na wielki parking dla autokarów. Potem umówienie się na miejsce i czas zbiórki - u nas spóźnienia nie wchodzą w grę, kto się spóźni, ten musi liczyć się z wielkim niezadowoleniem całej wycieczkowej społeczności, no i w drogę po tematycznych hangarach. Mieliśmy niby mnóstwo czasu - od 10.00 do 17.30, ale aby z grubsza choć obejrzeć wszystko, trzeba było się nieźle nachodzić dość żwawym krokiem. Na początek hala 11 - BMW, MINI, Rolls-Royce. Potęga niemieckiego przemysłu samochodowego reprezentowana przez bawarski koncern powala. Potem hala 9 - Ford oraz Tygrysy Wschodu - Honda, KIA, Mazda, Mitsubishi, SangYong, Suzuki. Tuż obok hala 8 - Citroen, Renault, Dacia, Lexus, Nissan, Opel, Peugeot, Subaru i Toyota. Już mam mętlik w głowie. Wiele aut, wszystkie wspaniałe, błyszczące. Co krok to nowy ciekawy model.  Ale trzeba iść dalej. Kolejna hala. Tym razem nr 6 - Alfa Romeo, Fiat, Jeep, Lancia, Ferrari, Hyundai, Maseratti. Znowu wiele motoryzacyjnego piękna. Hala obok to nr 5 - tym razem marki tuningujące i samochody elektryczne: Alphina, Brabus, Mansory, Tesla, Techwart, Trasco czy Thunder Power. Między tym wszystkim Jaguar, Land Rover i Smart. Całe spektrum. Do obejrzenia zostały jeszcze hala nr 2 - to prawdziwy tryumf niemieckiej potęgi Mercedesa. Wielka multimedialna prezentacja aut tej marki trwająca właściwie nieprzerwanie, a tysiące przepychających się ludzi skutecznie uniemożliwiało obejrzenie aut nieco dokładniej. Uciekliśmy stamtąd czym prędzej sądząc, że gdzie indziej będzie mniej zwiedzających. To był błąd! W hali nr 3 królowały auta Volkswagena, Skody , Seat, Bentley, Bugatti, Lamborgini i Porsche. Jeden właściciel, wiele marek, wiele wspaniałych nowości. Ludzi dużo, ale bez szalonego tłoku. Już myśleliśmy, że jest fajnie, bo swobodnie. Na koniec zostawiliśmy sobie Audi, a tu okazało się, że na wejście do hali jest milowa kolejka. Stanęliśmy. Ekspozycja Audi rzeczywiście mogła zachwycić. Cztery gigantyczne ekrany na czterech ścianach hali. Na nich obracające się prawdziwe A-szóstki. Robiło wrażenie. Ludzi więcej niż na bazarze w Stambule, więc o dokładnym oglądaniu modeli i zrobieniu dobrych zdjęć należało zapomnieć.

To w halach targowych, ale na wolnym powietrzu też było wiele atrakcji. Systemy bezpieczeństwa, dbania o jakość i kosmetykę nadwozia, próbne jazdy po torach przeszkód i wiele innych propozycji. Dookoła oczywiście gastronomia z wygórowanymi cenami liczonymi w Euro. Dla każdego coś miłego.

Podsumowując, wszyscy wystawcy zwracali uwagę na design, bezpieczeństwo, ekologiczne zasilanie, a wielu z nich - w tym najwięksi potentaci wystawili całkowicie elektryczne pojazdy. Nie hybrydy, lecz właśnie elektryczne, upatrując się właśnie takiego przyszłego kierunku rozwoju zasilania pojazdów.

Most Kramarzy

W piątek rano o godz. 8.00 opuściliśmy Frankfurt kierując się w stronę miasta Erfurt. Miasto interesowało nas ze względu na jego zabytkowy charakter. Na początek zwiedziliśmy monumentalną, zachowaną w idealnym stanie gotycką Katedrę Św. Marii z XII wieku, potem udaliśmy się na stare miasto oglądając zabytkowy ratusz i pochodzący z XII wieku Most Kramarzy. Most ten jest najstarszą świecką budowlą w Erfurcie i jednym z najbardziej rozpoznawalnych zabytków miasta. Jedyny na północ od Alp most o konstrukcji zamkniętej, dwustronnie zabudowany domami z muru pruskiego. Pomiędzy budynkami znajduje się urokliwa uliczka ze sklepikami oferującymi pamiątki, ręcznie wykonywane koronki, elementy damskiego negliżu, zioła (nie takie jak w Amsterdamie!!!), musztardy o stu smakach, porcelanę, kwiaty i inne drobiazgi. Miejsce magiczne, urokliwe i warte zwiedzenia. Wędrując uliczkami starego Erfurtu obejrzeliśmy też Starą Synagogę (z ok. roku 1100), która jest najstarszą do tej pory, po sam dach zachowaną synagogą Europy, w której można obejrzeć skarb z XIII/XIV wieku zawierający m.in. niezwykły pierścień weselny i hebrajskie rękopisy (XII-XIV wiek). Wraz z niedawno odkrytą mykwą (rytualny basen z wodą do żydowskich oczyszczeń) Erfurt kryje w sobie wyjątkowe i fascynujące świadectwa średniowiecznej żydowskiej gminy. Wracając do autokaru przeszliśmy obok bardziej współczesnej budowli. Był nią gigantyczny namiot biesiadny na kilkaset, a może kilka tysięcy osób, w którym trwały przygotowania do OktoberFest - tradycyjnych dożynek chmielowych. W Turyngii impreza rozpoczęła się 26 września.

Mural w Lipsku

Z Erfurtu udaliśmy się do miasta Lipsk. Tam pierwszym punktem zwiedzania był pomnik Bitwy Narodów, odsłonięty w 100 rocznicę pokonania armii Napoleona pod Lipskiem. Ta gigantyczna, ważąca 300 tysięcy ton konstrukcja o wysokości 91 metrów pokazuje potęgę ówczesnego Państwa Pruskiego. Kamienna budowla przypominająca kształtem dzwon jest w środku pusta, co daje wewnętrzną przestrzeń o wysokości 68 metrów z kilkoma poziomami do oglądania wnętrza. Na szczyt, gdzie znajduje się niewielki taras widokowy prowadzi 500 schodów. Wrażenie od klaustrofobii wąskiej klatki schodowej do agorafobii - lęku otwartej przestrzeni wnętrza powoduje, że nie wszyscy są w stanie przebrnąć tę drogę. Pomimo to konstrukcja niewątpliwie robi wrażenie na zwiedzających. Do internetu warto zajrzeć i dowiedzieć się o samej Bitwie Narodów. Lipsk to miasto Goethego, Bacha i Mozarta, stąd wiele po nich jest tam pamiątek. Przeszliśmy się galerią Madlera, gdzie w jej piwnicach znajduje się piękna restauracja Auerbacha z wystrojem z "Fausta" Goethego. W mieście znajdują się również pomniki Bacha i Mozarta. Zwiedziliśmy w trakcie naszej wędrówki po Starówce kościół ewangelicki Św. Tomasza, gdzie wpuszczono nas na chwilę pomimo przygotowań do koncertu muzycznego i Św. Mikołaja z pięknym barokowym wnętrzem. Na koniec naszej wędrówki po Lipsku odwiedziliśmy dworzec kolejowy, na którym 26 peronów przykrytych jest dachem. Unikat na skalę europejską. Na dworcu zwróciliśmy uwagę na skromny pomnik poświęcony martyrologii Żydów w czasie II wojny światowej.

Na ostatni nocleg zatrzymaliśmy się w schronisku młodzieżowym. Następnego dnia mieliśmy zwiedzić ostatni element planu wycieczki - Drezno. Początek zwiedzania był bardzo gastronomiczny. Zatrzymaliśmy się przed sklepem, w którym oferowano do sprzedaży około 300 gatunków musztardy. Szaleństwo! Każdą można było posmakować na specjalnie do tego przeznaczonych maleńkich tackach. Od słodkich po gorzkie. Od ziołowych po owocowe. Czegoś podobnego u nas nie znajdziecie. Super ciekawe miejsce.

Zwiger

Na drezneńskiej Starówce roi się od zabytkowych budowli. Barokowy pałac Zwinger oglądaliśmy z dziedzińca, potem plac teatralny z gmachem opery, dalej Katedra i Kościół Marii Panny, renesansowy Zamek Rezydencyjny z wielką ścianą z orszakiem książąt i królów saksońskich. Arcydzieło! Na koniec przespacerowaliśmy się aleją platanową wzdłuż wybrzeża Łaby oglądając z oddali słynny most Augusta Mocnego, a nasz przewodnik - pan Staszek skwitował zwiedzanie ważną informacją. Wszystko, co oglądaliśmy zostało zrównane z ziemią podczas  4 dywanowych nalotów aliantów wiosną 1945 roku. Niemcy wszystko to odbudowali po jej zakończeniu. A więc tak naprawdę oglądaliśmy replikę zabytkowych obiektów, tak jak repliką jest zburzony i odbudowany Zamek Królewski w Warszawie.

Z Drezna droga prowadziła już do Polski.
Polacy jak wracają z Zachodu, to po polskiej stronie jedzą polski obiad: schabowy, ziemniaczki, surówka. Podtrzymaliśmy tę tradycję.
Trochę statystyki: Autokarem przejechaliśmy 3250 km. Piesze wędrówki to około 51 km (na podstawie wskazań krokomierza profesora Konarzewskiego).

Na koniec jak zwykle podziękowania: dla organizatora wycieczki dr inż. Tomasza Kałaczyńskiego, kierowców Biura Podróży KORSARZ panów Przemka i Mirka, naszego pilota i przewodnika pana Stanisława oraz opiekunów całej grupy wycieczkowej. To był udany i ciekawy wyjazd, pozwalający w przyszłości odwiedzić i dokładniej poznać miejsca, które zahaczyliśmy. Mamy nadzieję, że rozbudziliśmy w młodzieży choć trochę chęć zwiedzania i poznawania otaczającego nas świata.

Galeria zdjęć z wycieczki autorstwa Szymona Ławickiego z klasy 4at
 

 

Komentarz: Ireneusz Kulczyk
Zdjęcia: uczestnicy wycieczki

początek strony