Fotografowali
wszyscy
wykorzystano zdjęcia autorów:
Marcin Bławat
Eugeniusz Sak
Mikołaj Tepka
Ireneusz Kulczyk
Dwunasta
wycieczka zawodoznawczo-turystyczna zorganizowana przez dr inż. Tomasza
Kałaczyńskiego
powiodła do Republiki Włoskiej.
To była wycieczka z kilkoma ciekawymi szczegółami. Włochy są Polakom dość
dobrze znane, ale nasza młodzież jest w wieku poznawania świata. Miejsca,
które odwiedzaliśmy nie są zwykle przeznaczone dla szerokiej publiczności.
Do fabryki samochodów czy motocykli wchodzi się w zasadzie tylko w
zorganizowanej grupie, stąd możliwość zobaczenia rzeczy z bliska trafić się
może zazwyczaj tylko w czasach szkolnych. Nasi uczniowie to wiedzą i dlatego
takie wyjazdy cieszą się zrozumiałym zainteresowaniem. W grupie wycieczkowej
zawsze są weterani, którzy takich wyjazdów zaliczyli więcej niż jeden. Są
wśród nas zawsze absolwenci naszej szkoły, bo oni z Samochodówką
identyfikują się w każdej sytuacji.
W tym roku złamaliśmy zasadę, która mówiła, że jest "to męski wypad". Tym
razem w grupie wycieczkowej pojawiła się dziewczyna, która tajniki zawodu
chce poznawać od podszewki. Ania spisała się dzielnie, choć chrzest bojowy
za zbyt długie spanie musiała przejść jak każdy, kto spóźnia się na zbiórkę
przy autokarze. W grupie pojawiło się też kilku uczniów klas pierwszych, co
potwierdza regułę ciągłości pokoleniowej zainteresowanych zawodem
samochodziarzy.
Ale do rzeczy...
Rozpoczęliśmy eskapadę od długiego, dwudziestogodzinnego przejazdu do
Wenecji. Po drodze Czechy, Austria i wreszcie Włochy. Do
Wenecji wjeżdża się zwykle
od strony San Giuliano, długą groblą
Via della Liberta na parking Tronchetto. Tym razem jednak było inaczej.
Przyjechaliśmy od strony północnej drogą SP 42 do
Punta Sabbioni, a stamtąd tramwajem wodnym w okolice Placu Św. Marka.
Długi, kilkudziesięciominutowy rejs pokazał nam rozciągłość tego miasta
usytuowanego na licznych wyspach, usianego zabytkami widocznymi z daleka. Po
drodze mieliśmy jeszcze spotkanie z wielkim wycieczkowcem morskim, który
wpływał właśnie do terminalu promowego przy San Giorgio Maggiore. My mali -
on wielki, majestatyczny, o dźwięcznej nazwie Costa Deliziosa. Na Placu Św.
Marka spotkaliśmy się z panią przewodnik, która oprowadziła nas po tym
pięknym, zabytkowym mieście. Zaliczyliśmy oczywiście Ponte Rialto wybudowany
w 1590 roku, plac Campo
San Giovanni e Paolo, przy którym znajduje się szpital miejski i inne
ciekawe architektonicznie obiekty. Zwieńczeniem zwiedzania było wejście do
bazyliki Św. Marka, aby obejrzeć niezliczoną ilość bizantyjskich mozaik
pokrywających niemal całe wnętrze świątyni. W trakcie zwiedzania Marcin wraz
z kolegami nakręcali teledysk.
Efekt jest widoczny poniżej.
Tramwajem wodnym wróciliśmy do Punta Sabbioni, a stamtąd do hotelu Apollo w
miejscowości Lide di Jesolo.
Następnego dnia w planach były
obiekty motoryzacyjne. Zaczęliśmy od Bolonii, gdzie jest fabryka
motocykli Ducati. Zwiedziliśmy linię produkcji motocykli, zapoznaliśmy się z
polityką ekspansji marki na kraje azjatyckie. Byliśmy w tej fabryce w 2010
roku, zauważyliśmy więc wyraźną różnicę w sposobie wytwarzania motocykli.
Wtedy produkowano je systemem gniazdowym - jeden mechanik, jeden motocykl.
Mechanik sygnował wyrób swoim osobistym numerem służbowym. Dziś te same
motocykle produkuje się na linii montażowej, co zwiększa ilość
wyprodukowanych sztuk, ale brak jest już tego klimaciku jednostkowej niemal
produkcji.
Niestety w fabryce nie wolno fotografować, więc żadnych tajnych zdjęć nie
mamy. Za to w przyfabrycznym centrum muzealno - informacyjnym kilka(set)
zdjątek zrobiliśmy. Niektóre do obejrzenia w galerii.
Tego samego dnia pojechaliśmy w kierunku Modeny. W miejscu o nazwie San
Cesario Sul Panaro, w prowincji Modena, odwiedziliśmy fabrykę samochodów
PAGANI. W takim
miejscu jeszcze uczniowie naszej szkoły w ramach wycieczki zawodoznawczej
nie byli. Fabryka samochodów kojarzy się zazwyczaj z masową produkcją,
robotami przemysłowymi i ogromną powierzchnią zakładu. Tu mieliśmy do
czynienia z produkcją krótkoseryjną, prawie jednostkową. Zakład założony w
1992 roku przez Horacjo Paganiego produkuje - a właściwie rzeźbi i pieści -
35 samochodów rocznie (trzydzieści pięć sztuk) w seriach po 100 egzemplarzy.
Nadwozia karbonowe, jednostki napędowe we współpracy z AEG i specjalistami
Mercedesa, silniki o mocy 700 KM w dwuosobowych pojazdach. Kiedy zostaliśmy
wprowadzeni na halę produkcyjną, to wyjaśniono nam, że to jest atelier a nie
hala, a pracujący tam ludzie to nie mechanicy lecz artyści. Filozofia
produkcji i sprzedaży zaciągnięta jako żywo od samego mistrza Leonardo da
Vinci, co podkreślała pani przewodnik. Auta Huayra i Zonda w cenie od 2
do 7 milionów Euro za sztukę. Zamówiliśmy jeden egzemplarz dla szkoły,
ale mamy problem z wpłatą zaliczki. Chyba nam nie sprzedadzą...
Po zakończeniu zwiedzania
tego nietypowego zakładu udaliśmy się do pobliskiego
Maranello, gdzie mieści się
siedziba firmy Ferrari. Do fabryki na linię produkcyjną trudno się dostać i
trzeba słono zapłacić, więc udaliśmy się do centrum muzealno -
informacyjnego, aby obejrzeć ustawione tam maszyny. Zdjęcia ze zwiedzania
obejrzycie w galerii, jest tam także kilka zdjęć z linii produkcyjnej. Nie
pytajcie skąd je mamy, na pewno nie z internetu.
W Maranello można również zafundować sobie jazdę testową samochodem Ferrari,
ale zaporowa cena za 15 minutową przejażdżkę skutecznie ostudziła zapał
naszych wycieczkowiczów. W 2010 roku nasi uczniowie jeździli tymi autami
przez niemal trzy godziny, ale i cena była umiarkowanie normalna.
Warto zwrócić uwagę, że okolica w której przebywaliśmy nasycona jest
fabrykami samochodów. Niedaleko - w
miejscowości
Sant’Agata Bolognese między Bolonią a Modeną mieści się siedziba
Lamborgini, a w Modenie De Tomaso.
Kiedy napatrzyliśmy się już na te wszystkie sportowe pojazdy, nadszedł czas
wypoczynku, więc udaliśmy się do miejscowości Monte Catini Terme do hotelu
Miro. Włoskie hotele klasy turystycznej nie grzeszą zbytnim luksusem, ale
jeśli jest łazienka, czyste ręczniki, pościel i wygodne łóżko, to czego
więcej trzeba turyście. Śpi i tak niewiele, bo większość czasu zajmują mu
rozmowy i zabawy w towarzystwie przyjaciół. Na sen zostaje niewiele czasu.
Potem niektórzy przesypiają śniadanie , pakowanie i zbiórkę. No i zaczyna
się zabawa!
Następny dzień naszego zwiedzania miał charakter bardzo turystyczny. W
planie była Florencja. To jedno z
najpiękniejszych miast włoskich, stolica Toskanii. Ze względu na trudności
poruszania się i parkowania w mieście autokarem, do Florencji pojechaliśmy
lokalnym pociągiem. Kolejne ciekawe doświadczenie - jak wyglądają i jak
kursują włoskie pociągi. Obyło się bez problemów i wysiedliśmy na dworcu
kolejowym Santa Maria Novella. Tam spotkaliśmy naszą lokalną panią
przewodnik, która oprowadziła nas po mieście, w którym pisarz Dan Brown
osadził losy bohaterów swojej powieści pt. "Inferno". Kto nie czytał - niech
żałuje.
Początki Florencji datowane są na 1000 rok przed Chrystusem. Z badań
archeologicznych wynika, ze już wtedy istniała tu pierwsza osada. Znacznie
później, bo dopiero w 59 roku, Rzymianie założyli tu kolonię weteranów,
którą nazwali Fiorentina. Z czasem Rzymian zastąpili Longobardzi i
Karolingowie. Około 845 roku Lothar, wnuk Karola Wielkiego, połączył
hrabstwo Florencji z hrabstwem Fiesoli. W ten
sposób położono podwaliny pod przyszłe miasto. W międzyczasie wybudowano
baptysterium (XII wiek - stoi do dziś!) oraz dwa kościoły.
W II połowie XIII wieku do władzy doszedł ród Medyceuszy. Pod koniec stali
się nawet książętami oraz wielkimi książętami Toskanii. Po nich władzę
przejęli Habsburgowie i Lotaryńczycy. Krótko rządy sprawował też Neapol. W
końcu Toskania została przyłączona do zjednoczonych Włoch. Przez siedem lat
począwszy od 1865 roku, Florencja była stolicą nowopowstałego państwa.
Tyle lekcji historii. My obejrzeliśmy zabytki tego miasta widoczne na każdym
kroku. Poznaliśmy też renesansowe budownictwo miejskie. Przy Loggia del
Mercato Nuovo pogłaskaliśmy Il
Porcellino - dzika z brązu. Na pewno wrócimy do Florencji.
Przespacerowaliśmy się po Ponte Vecchio - Moście Złotników, z zewnątrz
obejrzeliśmy Galerię Ufizzi (1560 r.), odwiedziliśmy także
Piazza della Signora z licznymi
posągami. Zwiedziliśmy Bazylikę
Świętego Krzyża, w której pochowani
są sławni Włosi: Michał Anioł, Galileo Galilei, Rossini. Jest to jeden z
panteonów włoskich. Obejrzeliśmy także Katedrę Santa Maria del Fiore
(zbudowaną w latach 1294-1423) ze słynną kopułą zbudowaną przez architekta
Filippo Brunelleschi i wieżą - dzwonnicą Giotta.
W czasie przeznaczonym do samodzielnego zwiedzania niektórzy poszli obejrzeć
słynny korytarz Vasariego z XVI
wieku, który pozwalał Medyceuszom poruszać się między
Palazzo Pitti a Piazza della
Signora. Palazzo Pitti leży po zachodniej stronie rzeki Arno. W jego
ogrodach toczy się akcja bohaterów Inferno Dana Browna. Należy pamiętać, że
we Florencji urodził się i żył Carlo Collodi - twórca drewnianego chłopca
Pinokia. Stąd w mieście jest bez
liku pamiątek w takim właśnie kształcie i klimacie.
Z Florencji odjechaliśmy pociągiem z przeświadczeniem, że to miasto ma urok
nakazujący tu wrócić i spędzić więcej czasu na zwiedzanie. Autokar ustawiony
w bliżej dziś nieokreślonym miejscu (na parkingu był straszny brud!!!)
zawiózł nas na miejsce odpoczynku i noclegu. Tym razem to miejscowość
wypoczynkowa Chianciano i hotel San Antonio. Tam standard włoski -
turystyczny.
Kolejny dzień wycieczki to Rzym. Po Rzymie nie
jeździ się autokarem. Parkingi są drogie i nie ma zbyt wiele miejsc na
zatrzymanie. Ale za to metro jest OK. Objechaliśmy Wieczne Miasto obwodnicą
na stronę południową, aby wsiąść do metra i zajechać na stację Colloseum.
Tam rozpoczęliśmy zwiedzanie. Zanim przyszła pani przewodnik (swoją drogą
mieliśmy same kobiety za przewodników miejskich), mogliśmy samodzielnie
pooglądać tę monumentalną budowlę.
Amfiteatr Flawiuszów, bo tak się prawidłowo nazywa, został wybudowany w
latach 70 - 80 naszej ery przez dwóch cesarzy rzymskich Wespazjana i Tytusa.
W 445 roku został uszkodzony przez trzęsienie ziemi, a w 1349 roku z tego
samego powodu zawaliła się część zewnętrznego pierścienia. Potem przez
stulecia ruina służyła jako kamieniołom do pozyskiwania budulca. Z
informacji pani przewodnik wiemy, że jeszcze 20 lat temu obiekt ten był
otwarty i zbierali się w nim bezdomni. Dziś jest uznawany jako jeden z
siedmiu nowych cudów świata.
W dalszej części zwiedzania obejrzeliśmy część Forum Romanum, a w nim tzw.
Pępek Świata, czyli miejsce, skąd Rzymianie obliczali odległość swoich
posiadłości od stolicy Cesarstwa. Weszliśmy na Wzgórze Kapitolińskie, gdzie
naszym oczom ukazała się najpierw wilczyca z Romulusem i Romusem -
legendarnymi założycielami Rzymu oraz pomnik Marka Aureliusza na koniu -
jedyny pomnik, którego nie zniszczono po upadku Cesarstwa Rzymskiego. Na tle
Vittoriano - Ołtarza Ojczyzny
zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie. Obiekt jest uznawany przez Włochów jako
Pomnik Nieznanego Żołnierza, a jest w nim pochowany król Victor Emanuel II,
który jest twórcą zjednoczenia Państwa. Dalej udaliśmy się pod fontannę Di
Trevi - jeden z najpiękniejszych obiektów w Rzymie. A tu czekała nas niezbyt
miła niespodzianka - w fontannie nie było wody, bowiem akurat odbywały się
prace konserwatorskie i sprzątanie sadzawki. Być w Rzymie i nie usłyszeć
szumu wody w Di Trevi - straszne! Lody za to w lodziarni Di Trevi były
doskonałe! Panteon zbudowany przez cesarza Agryppę w 27 roku p. n. e. zrobił
na nas wielkie wrażenie za sprawą betonowej kopuły o średnicy ponad 40
metrów i pawie 8 metrowym otworem na jej szczycie. Potem jeszcze Piazza
Navona i Fontanna Czterech Rzek oraz Plac Hiszpański i Hiszpańskie Schody -
miejsce spotkań turystów z całego świata. Nas też. Dzień zakończyliśmy
dojeżdżając metrem do stacji Ananina, skąd panowie kierowcy zabrali nas do
miejscowości Fiuggi Terme do hotelu Brodway. Następny dzień to zwiedzanie
Watykanu i kolejne obiekty w samym Rzymie.
Stolicę Włoch opuściliśmy z przeświadczeniem, że zobaczyliśmy tylko mały
wycinek miasta. Zawsze można tam wrócić i znaleźć dla siebie coś ciekawego,
bo to wielkie miasto nie tylko z zabytkami, ale z restauracjami, teatrami,
muzeami i innymi atrakcjami.
Przed ostatnim miejscem naszego zwiedzania pojechaliśmy ponownie do
Chianciano Terme, tym razem do hotelu Giglio. Następny dzień mieliśmy
zarezerwowany na zwiedzanie Modeny, w której
byliśmy wcześniej, ale wyłącznie pod kątem motoryzacyjnym. Tym razem kolej
na samo miasteczko. Przeszliśmy się uliczkami miasta przyglądając się
miejscowej architekturze. Z naszego punktu widzenia najciekawszym obiektem
okazało się jednak muzeum Enzo Ferrari,
gdzie zrobiliśmy sobie okazjonalne, wspólne zdjęcie. Okazało się, że Enzo
Ferrari - genialny konstruktor i twórca marki urodził się i pracował właśnie
w Modenie.
Pełni wrażeń ruszyliśmy w wielogodzinną drogę do
Polski.
Jak zwykle wycieczkę zorganizowaną przez dr inż.
Tomasza Kałaczyńskiego przygotowało
Biuro Turystyczne KORSARZ z Poznania.
Autokar super bezpiecznie prowadzili panowie Przemek (jak zwykle) i pan
Darek. Przejechaliśmy 4300 kilometrów, co nie jest naszym rekordem.
Portugalii nic nie przebije.
Komentarz i opracowanie: mgr inż. Ireneusz
Kulczyk