.

Republika Federalna Niemiec
2019

Odwiedziny
 

Trzynastego w piątek ruszyliśmy w naszą trzynastą wyprawę po Europie śladami fabryk najlepszych samochodów. Trzynasty września zapowiadał się całkiem nieźle pogodowo, liczyliśmy też na dobre warunki atmosferyczne w dalekiej Bawarii.

Tak. Trasa naszej wycieczki powiodła nas do Republiki Federalnej Niemiec – kraju, który produkuje najlepsze seryjne samochody osobowe w Europie. Zaplanowany nocny wyjazd poprzedzony był jak zwykle wnikliwą kontrolą techniczną bydgoskiej policji, bowiem bezpieczeństwo stawiamy zawsze na pierwszym miejscu. O godzinie 23.00 żegnani przez rodziców uczniów wyruszyliśmy w drogę. Najgorszy odcinek to zawsze (może już niedługo) jednojezdniowa droga w kierunku Gniezna. Od wjazdu na drogę S5 w Biskupcu jechaliśmy już porządnymi ekspresówkami lub autostradami. Mały wyjątek stanowił przejazd we wschodnich Niemczech, tam skorzystaliśmy z kilkudziesięciokilometrowego odcinka drogi krajowej, aby skrócić przejazd w kierunku Drezna.

Naszym celem była Ratyzbona. Niektórzy mówią, że miasto nazywa się Regensburg, inni, że Ratyzbona. Obie nazwy są równoważne, historycznie uwarunkowane, ale nie będę się nad tym rozwodził. W Regensburgu znajduje się fabryka. Dla nas ważna, bo nazywa się Bayerische Werke Motor, czyli BMW. Na terenie fabryki, gdzie przyjęto nas bardzo elegancko, niestety nie wolno robić żadnych zdjęć. Musieliśmy się tej zasadzie podporządkować. Jak to zwykle w takich fabrykach przebiega, zwiedziliśmy tłocznię i montaż, ale dodatkowo – i trzeba to podkreślić – tylko w fabrykach BMW, zwiedziliśmy lakiernię. Jest ona doskonale przygotowana do zwiedzania, bowiem linia lakierowania jest hermetycznie oddzielona od oglądających potężnymi szklanymi witrynami. Widzieliśmy jak pracują roboty lakiernicze, zapoznaliśmy się ponadto ze szczegółami lakiernictwa. Wiemy już do czego w fabryce używa się strusich piór, a także wiemy, że na jedno auto nakłada się tam około 16 kilogramów różnych nas, klejów i lakierów.

Po zakończeniu zwiedzania małe pamiątkowe zdjątko pod tablicą ze znakiem firmowym BMW i ruszyliśmy w dalszą drogę. Na początek na starówkę Regensburga. Samo miasto może poszczycić się wielowiekową tradycją. Już w 179 roku istniała tu rzymska warownia Castra Regina (Obóz Regina – od łacińskiej nazwy rzeki Regen, nad którą leży miasto), założona przez III Legion podczas panowania cesarza Marka Aureliusza. Od  2006 roku Stare Miasto w Ratyzbonie znajduje się na liście światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Do najcenniejszych zabytków należą: gotycka katedra, której budowę rozpoczęto w XIII wieku i Steinerne Brücke (Kamienny Most) zbudowany w latach 1135–1146.
Po spacerze w Regensburgu pojechaliśmy do małej, uroczej miejscowości za Monachium o nazwie Peisenberg. W tej miejscowości w zasadzie nic ciekawego nie ma. Nie znaleźliśmy tam nic poza marketem sieci NORMA i stacją benzynową. Za to hotel to spora ciekawostka. To stary budynek poczty bawarskiej należący do sieci hoteli  Gasthof Zur Post. Zamieszkaliśmy tam na trzy noce, a hotelik był świetną bazą wypadową na okoliczne atrakcje turystyczne, których zamierzaliśmy skosztować. Pokoiki były schludne, a hotelowa restauracja serwowała takie posiłki, że nikt głodny stamtąd nie wyszedł. Zainteresowanie zadowoleniem gości objawiało się między innymi tym, że kucharz osobiście przychodził i pytał czy nam smakuje.

Drugiego dnia (niedziela) udaliśmy się do w góry, do Garmisch-Partenkirchen. To alpejska miejscowość, w której w 1936 roku odbyły się  IV Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Dziś to miejscowość wypoczynkowa, sportów narciarskich i cel wielu wycieczek turystyczno - krajoznawczych i górskich. W Garmisch-Partenkirchen na stacji Kreuzeck-Alpspitzbahn wsiedliśmy do sporego wagonika kolejki linowej, mieszczącego jednorazowo około 80 turystów i udaliśmy się na stację górną Osterfelderkopf w kierunku do szczytu Alpspitze, zlokalizowaną w pobliżu najwyższego szczytu w Alpach na terenie Niemiec czyli Zugspice. Oczywiście zdobywanie szczytów nie było nam w głowie. Chcieliśmy naoglądać się wspaniałych widoków, co całkowicie się nam udało.


Bawaria to land katolicki, my byliśmy w górach w niedzielny poranek, przez co byliśmy świadkami celebry katolickiej mszy świętej na skałach dla zgromadzonych tam turystów. Niesamowite wydarzenie
. Ludzie uczestnicząc we mszy śpiewali pieśni, które rozbrzmiewały w górzystych okolicznościach przyrody. Ponieważ pogoda tego dnia fantastycznie nam dopisywała - było ciepło i słonecznie - udaliśmy się szlakiem pieszym na przechadzkę do stacji mniejszej kolei linowej gondolowej na stacji Kreuzeck, której wagoniki po 6 - 7  osób zwiozły nas do stacji początkowej w GaPa. Przechadzka górska w odległości około 5 kilometrów pozwoliła nam przyjrzeć się potędze gór. Na szlaku było mnóstwo turystów, którzy wykorzystywali sprzyjające warunki atmosferyczne.
W drodze powrotnej pani pilot zaproponowała nam dodatek do zwiedzania w postaci odwiedzin uroczego bawarskiego miasteczka
Oberammengau. Przespacerowaliśmy się tam pięknymi uliczkami, zobaczyliśmy zabytkowy, przepięknie wymalowany budynek ratusza oraz barokowy kościół Św. Piotra i Pawła, a także tzw. Dom Piłata. Miasto słynie z wystawianej w każdym roku kończącym się na „zero” – Pasji. W 1922 po dwunastu latach powrócono do organizacji misterium. Związane jest to z obietnicą jaką złożyli mieszkańcy miasta w obawie przed epidemią dżumy w roku 1633. W organizacji i wystawieniu misterium biorą zwyczajowo udział wszyscy mieszkańcy miasteczka.
Po drodze widzieliśmy, niestety tylko przejazdem Opactwo w miejscowości
Ettal. Klasztor Benedyktynów został założony przez cesarza Ludwika IV Bawarskiego 28 kwietnia 1330 roku, w dzień Świętego Witalisa. Podobno barokowy kościół jest bardzo piękny i wart obejrzenia. Może następnym razem...

Trzeci dzień (poniedziałek) naszej podróży to zwiedzanie zamków bawarskich. Z naszego hoteliku, po krótkiej jeździe dojechaliśmy do miejscowości Schwangau. Znajdują się tutaj dwa przepiękne zamki z XIX wieku. Pierwszy, który zamierzaliśmy zwiedzić to Neuschwanstein. Budynek powstawał od 1869 roku jako wyidealizowany średniowieczny zamek rycerski dla króla bawarskiego Ludwika II Wittelsbacha. Neuschwanstein jest najsławniejszym spośród zamków Ludwika II i jedną z najbardziej znanych atrakcji turystycznych Niemiec. Każdego roku zwiedza go ponad 1,3 miliona turystów. Często nazywany „zamkiem z bajki”. Najpierw pieszo, wysoko w górę udaliśmy się na most nad przepaścią, z którego rozpościera się widok na zamek i niżej położoną okolicę. Następnie zeszliśmy do samego zamku. Wejście grup zorganizowanych na ekspozycję odbywa się w odstępach 5 minutowych. Nie można przepapić swojej grupy, bo przepadnie bilet, a kosztuje "słono". We wnętrzach zamkowych nie wolno fotografować, więc upajaliśmy się widokiem niebywałego przepychu, godnego króla. Ludwik Bawarski nie nacieszył się jednak zamkiem długo, zmarł bowiem w do końca nie wyjaśnionych okolicznościach, a mieszkał w zamku zaledwie 172 dni. Google dysponuje zdjęciami wnętrz zamkowych, jedno z nich zamieszczam.


Po pięknym zamku Ludwika II Bawarskiego nadszedł czas na obejrzenie zamku jego ojca - Maksymiliana II Bawarskiego - Hohenschwangau. Zamek Hohenschwangau został zbudowany na ruinach XII-wiecznej twierdzy – Schwanstein. W roku 1829 książę Maksymilian (później król Maksymilian II Bawarski) zdecydował się na budowę rezydencji właśnie w tym miejscu, ze względu na bardzo atrakcyjne położenie oraz wspaniałe widoki. Zamek jest znacznie mniejszy od Neuschweinstein, nie taki okazały we wnętrzach, ale także atrakcyjny. Oba zamki bez najmniejszego uszczerbku przetrwały II wojnę światową i zachowały kompletne wyposażenie. Stąd było co oglądać i się zachwycać.
Po zwiedzeniu zamków i dokonaniu zakupu pamiątek na lokalnym bazarku pamiątkarskim udaliśmy się całą grupą na spacer wzdłuż jeziora Alpsee o pięknym, turkusowym kolorze wody. Choć ta była zimna, śmiałkowie zamoczyli nogi. Widzieliśmy również pojedyncze przypadki kąpiących się turystów. Brrr....
W drodze powrotnej do hotelu odwiedziliśmy jeszcze jedno ciekawe miejsce. W miejscowości Wies znajduje się ogromny
katolicki kościół wybudowany w latach 1745-54 w stylu rokoko. Jest to miejsce upamiętniające cud, jaki zdarzył się tu w 1738 roku. Dziś jest to miejsce licznych pielgrzymek wiernych. Rokokowe wnętrze zaskakuje odwiedzających swoim przepychem architektonicznym i zdobniczym. We wnętrzu można fotografować, więc mam co pokazać. Byliśmy w tym miejscu chwilę, może 30-45 minut. To jednak wystarczy, aby zapamiętać, że jest tu ciekawe miejsce od odwiedzenia dla każdego turysty lubującego się w pięknych budowlach i ich wnętrzach. Potem wróciliśmy na nocleg, aby następnego dnia z rana ruszyć w dalszą drogę.

Czwarty dzień (wtorek) rozpoczął się od długiego przejazdu do Stuttgartu. Tu mieliśmy do załatwienia ważny punkt naszego programu. Fabryka Mercedes-Benz. Mieliśmy zarezerwowane zwiedzanie linii produkcyjnych. Program zwiedzania rozpoczął się od prezentacji filmu na temat procesu produkcji samochodów oraz prezentacji danych statystycznych o firmie. Następnie w żółtych kamizelkach VIP udaliśmy się na produkcję. Obejrzeliśmy nowoczesną tłocznię, a potem udaliśmy się na wydział montażu Mercedesów S-Klasa. W pomieszczeniu prezentacyjnym obejrzeliśmy model S-Klasa w wersji mocno pozbawionej pokrycia nadwozia, co pozwoliło obejrzeć wiele ukrytych podzespołów, elementów bezpieczeństwa, elektroniki, elementów komfortu. Szkoda, że takiego modelu nie mamy w naszej szkole. Byłby to doskonały eksponat edukacyjny.
W fabryce oczywiście obowiązuje całkowity zakaz fotografowania, więc pamiątkowe zdjęcia robiliśmy w centrum informacyjnym i przed fabryką. Niektórzy uczniowie kupowali pamiątki, ale ceny skutecznie odstraszały.


Po zwiedzeniu fabryki i dokonaniu małych zakupów w pobliskim centrum handlowym udaliśmy się w dalszą drogę do
Frankfurtu nad Menem Zamieszkaliśmy tradycyjnie w schronisku młodzieżowym Haus der Jugend w centrum miasta, przy rzece Men. Schronisko nie oferuje takiego menu jak hotelik w Peisenbergu, ale głodny ze stołówki nikt nie wychodził. Wieczorem, po zakwaterowaniu cała nasza grupa odbyła godzinny spacer po frankfurckiej Starówce. Następnego dnia czekały na nas targi motoryzacyjne.

Piąty dzień (środa) był dniem targowym. IAA 2019 to jedna z największych  tego typu imprez motoryzacyjnych w Europie. Odbywają się co dwa lata na przemian z Salonem Samochodowym w Paryżu. W 12 (według moich wyliczeń) halach wystawili się wystawcy z Europy, a także wiele firm chińskich i koreańskich. Chińczycy i Koreańczycy to przede wszystkim producenci części i podzespołów do pierwszego montażu i całych systemów do pojazdów i ich produkcji, ale również producenci gotowych samochodów. Swoje wyroby przedstawiły choćby takie firmy jak Sang Yong czy WEY - model Wey S. Gotowy pojazd przedstawiła również firma SANYUAN z Tajwanu. Niewątpliwie tematem przewodnim Salonu IAA 2019 były samochody z zerowym poziomem emisji CO2 czyli samochody elektryczne oraz pojazdy hybrydowe. Firmy wystawiające swoją ofertę posiadały zazwyczaj co najmniej jeden model takiego auta. Swoją premierę miała oczywiście firma Volkswagen z modelem elektrycznym ID.3. Ładne kompaktowe auto nowej generacji mogło podobać się klientom. Na uwagę również zasługuje tendencja elektronizowania kokpitu poprzez wstawianie dużych - podłużnych monitorów pokazujących w zasadzie wszystko. Niektórzy producenci (np. Audi) wprowadzają boczne kamery cofania zamiast lusterek, a obraz z tyłu pojazdu widoczny jest na dwóch małych monitorach przy brzegach kokpitu lub w wyściółce drzwi. Firma Daimler-Benz wystawiła także auto autonomiczne. Zresztą u innych producentów też podobne rozwiązania można było spotkać. Zaskoczeniem dla mnie, choć wytłumaczalnym był brak francuskich producentów samochodów. Firma PSA (Peugeot i Citroen) nie wystawiła swojej oferty. Pewnie odkładają ją na targi paryskie.
Mnie interesowali producenci części i podzespołów samochodowych oraz kompletnych systemów. Moją uwagę przyciągnęło chińskie rozwiązanie "Drive-by-wire" czyli układ kierowniczy sterowany elektronicznie, bez mechanicznego połączenia koła kierownicy z kołami jezdnymi. Powoli i z mozołem, ale się przebija...
O Targach można dużo i długo, ale czy o to chodzi? To trzeba zobaczyć i przeżyć samemu. Dopiero wtedy można ocenić ogrom przedsięwzięcia i niewyobrażalną skalę zainwestowanych pieniędzy. W przyszłym roku Paryż. Jedziemy?


Zmęczeni, ale zadowoleni późnym popołudniem wróciliśmy do naszego schroniska młodzieżowego. Toaleta, chwila odpoczynku, posiłek i wymarsz na miasto. Tym razem nasza pani pilot oprowadziła grupę po nowoczesnej części Frankfurtu, nazywanej czasem Manhattanem, ze względu na kilka wysokościowców tu zbudowanych. Potem to już wypoczynek, bo następnego dnia czekały nas kolejne motoryzacyjne atrakcje.

Szósty dzień (czwartek) to dzień całkowicie motoryzacyjny. Po wykwaterowaniu z hotelu pojechaliśmy do Russelsheim , gdzie mieści się główna siedzba firmy Opel, należącej od niedawna do koncernu PSA. Zostaliśmy przyjęci w centrum informacyjnym, a następnie zakładowym autobusem, wyposażeni w słuchaweczki pojechaliśmy do hali, w której znajdują się eksponaty produkowanych przez firmę wyrobów. Od maszyn do szycia poprzez rowery do samochodów, na przestrzeni istnienia zakładów, a więc czasów kiedy żył Adam Opel. Mogliśmy tam fotografować do woli, potem musieliśmy cały sprzęt rejestrujący złożyć w depozyt. Zawieziono nas na wydział tłoczni, a potem wydział montażu samochodów Opel Insignia. Nie mieliśmy wiele szczęścia, bo na linii montażu były jakieś problemy techniczne, co spowodowało chwilowe przestoje. Ogólne wrażenie o zakładzie było wśród zwiedzających, że BMW czy Mercedes to to nie jest. W fabryce widać wyraźnie, że jest to uboższy producent niż przed chwilą przywołani.
Z Ruselsheim pojechaliśmy do ostatniego punktu naszej wycieczki. To miejscowość
Neckarsulm, gdzie mieszczą się zakłady AUDI. Na początek obejrzeliśmy ekspozycję aut znajdującą się w centrum informacyjnym, następnie podzieleni na dwie grupy z dwoma przewodnikami zostaliśmy wprowadzeni na teren zakładu. Jak zwykle obowiązuje tu całkowity zakaz fotografowania, więc takiej relacji nie ujrzycie. Za to wrażenia tak. Na początek tłocznia. Tłoczenie z blach stalowych i aluminiowych, bowiem Audi buduje nadwozia z użyciem blach z materiałów nieżelaznych. W drugiej kolejności obejrzeliśmy wydział budowy nadwozi, gdzie niezliczona ilość robotów przemysłowych zgrzewa, przesuwa, przenosi, nakłada kleje, nituje i wykonuje jeszcze setkę różnych innych czynności ze 100 procentową powtarzalnością. Wszędzie powalała czystość. Na ścieżkach transportowych można było się położyć i nie pobrudzić. Na koniec obejrzeliśmy część montażu końcowego. Ponieważ była to linia produkcji modeli A8, to wiele czynności wykonuje się ręcznie z wielkim pietyzmem i starannością. Tego życzą sobie klienci firmy, a warto zauważyć, że około 80 procent produkcji A8 wędruje do bogatego klienta w Chinach. Zaledwie 10 procent do USA i pozostałe 10 procent to reszta świata. To była najlepsza fabryka spośród obejrzanych podczas tej wycieczki. To oczywiście moje zdanie, uczestnicy wyjazdu mogą mieć zdania odmienne, ale pewnie niewiele się różniące.

    

Po zwiedzeniu ostatniego punktu naszej wyprawy pozostały jeszcze zakupy w supermarkecie i ruszyliśmy w drogę do Polski.
Bezpiecznie nas dowieźli panowie kierowcy z firmy BUSTOURIST z Wągrowca panowie Przemek i Darek. Wycieczkę opracowało jak zwykle Biuro Podróży KORSARZ z Poznania. Pilotem wycieczki była pani Natalia, która prowadziła wcześniej nas do Portugalii. Przejechaliśmy łącznie 3020 kilometrów. Przez całą drogę mieliśmy bardzo dobrą pogodę. Kierownikiem wycieczki i głównym pomysłodawcą – koordynatorem wszystkiego był dr inż. Tomasz Kałaczyński.

Zdjęcia w rozmiarze oryginalnym są do pozyskania u autora niniejszego opracowania. Zapraszam do mojego biura.

 

Komentarz i zdjęcia: Ireneusz Kulczyk

początek strony